Obecna sytuacja geopolityczna i ogólnie polska, że tak się wyrażę, przygnębiła mnie na tyle że musiałam zaszyć się w ogrodowych otchłaniach. Wracam, wraz z budową nowego foliaka, stricte dla rozsad i nowalijek. Używany będzie w okresie okołowiosennym, później też nie będzie stał pusty. Myślę, że kolekcja sukulentów będzie w nim daczować, z pewnością pojawią się jakieś pomidory, bez nich dla mnie nie istnieje ogrodnictwo.
Drewno oczywiście z odzysku, z rozebranego starego wielkiego foliaka, folia-nowa. Docelowo, od środka ocieplony będzie agrotkaniną. Wierzchnią darń, na grubość 5-7 cm zdejmuję i kompostuję by pozbyć się wieloletnich chwastów, perz usuwam ręcznie. Powstałą powierzchnię przekopuję z własnym kompostem i przepróchniałym kurzakiem z starego kurnika. Ścieżki robię z starych desek, tyle tylko by taczka nie zapadała się przy przejeżdżaniu.
Powiększam areał "ogrodów" jak to moja babcia mówiła, czyli ogrodu warzywnego i rozsadnika z jagodnikiem tuż za domem. Marzę, śnię i tęsknię za złotem ogrodnika czyli końskim obornikiem, którego ciągle mało. W końcu kupię sobie konia tylko po to, by mi go produkował na bieżąco. Mój mąż żartuje, że warto było brać dziewczynę ze wsi, skoro to obornik a nie róże tak ją uszczęśliwiają.